Marta Kasprowicz
Mentalność schizoidalna.
Nasze pytanie jest bardzo proste,
podobnie jak pytanie Borroughsa à propos narkotyków:
czy da się przejąć moc narkotyku, nie zażywając go,
nie zmieniając się w przećpanego wraka?
To samo pytanie odnosi się do schizofrenii1.
Gilles Deleuze i Felix Guatarii
Żeby być rozumnym należy „być sobą”, „mieć gębę”, być kimś konkretnym. Jednak jeśli okazuje się, że w zasadzie nie ma czegoś takiego jak twarde „ja”, to co pozostaje? Czy „bycie sobą” to kwestia charakteru – tego, który powstał w procesie kulturacji? Dodalibyśmy do tego zapewne jeszcze idiosynkratyczne cechy, osobiste aspiracje, indywidualne marzenia. Czy nie wynika z tego, że bycie sobą to bycie tym, kim przyzwyczailiśmy się być? Czy zatem nie jest to ni mniej ni więcej, ot po prostu nawyk „bycia sobą”? David Hume wiedział, że przyzwyczajenie to nie druga, a pierwsza „natura” człowieka. Jednak przyzwyczajeniem można manipulować. Przecież „rzucamy palenie”, „idziemy na odwyk” (patrz: nikotynizm, alkoholizm, narkomania), leczymy współuzależnienie (zobacz: przemoc w rodzinie), itp., dlaczegóż więc nie mielibyśmy zmieniać niektórych naszych cech charakteru? Teatrolog Tomasz Plata, używając języka teatru do opisania powszechnego sposoby egzystencji, porównuje ludzi do aktorów, którzy na scenie „są sobą” i kimś jeszcze – odgrywaną postacią, ale nie mogą być ani tym ani tamtym do końca, mogą być i tym i tamtym po trochu2. To samo dotyczy widza. Aby mógł się wczuć w fabułę, utożsamić z bohaterami musi uwierzyć, że są prawdziwi, niejako dać się oszukać, ale przecież to nigdy do końca się nie udaje, zatem i ulega „magi kina” i nie, czy też ulega, ale nie do końca. Obracamy się tu ciągle w kołowrocie paradoksów, komplementarnych sprzeczności. Fundamentalne pytanie powinno zatem brzmieć: bywać czy zabić ciało, a nie „być albo nie być”?
Zdaniem Michela Foucault „ja” zrodziło się z duchowego terroru nad ciałem. Od czasów Platona „ja” to dusza, która jest więzieniem dla ciała3, co doprowadza francuza do dramatycznej konkluzji: „śmierci człowieka”4. Jest to konsekwencja Nietzscheańskiego terminu: „śmierć boga”, który nie umarł śmiercią naturalną, lecz zginął z ręki człowieka5. Ta swego rodzaju martwa metafora6 nie jest jednak uświadamiana przez większość; już nie jest, bądź nigdy nie była. Gdyby była – ludzie popadliby w nihilizm i nie potrafiliby sobie poradzić, ponieważ są niedojrzali, zatem potrzebują ochronnego parasola przed chaosem, nawet jeśli jest nim coś, co już nie chroni de facto. Jeśli zdobyliby się na odwagę trwania w chaosie w sposób odpowiedzialny, ale bez stałych punktów oparcia, otworzyliby sobie tym samym drogę rozwoju ludzkich zdolności twórczych. Jakkolwiek takie bycie „nadczłowiekiem” wiąże się z utratą siebie, to znaczy tego, kim przyzwyczailiśmy się być, to po takiej stracie okazać się może, że zyskaliśmy, że zrzuciliśmy tylko brzemię.
Jesteśmy jak aktorzy na scenie odgrywając różne role społeczne, ale nie jesteśmy ani sobą, ani odgrywanymi rolami, i wedle wcześniejszych ustaleń jesteśmy do tego jeszcze widzami. Życie może być teatrem, ale aby się nim stało należy nauczyć się scenariuszy ...wszystkich możliwych, mało tego - pisać własne. Inscenizować życie, manipulować nim, ale i dać się mu ponieść, jak w kinie, którego magii ulegamy, lecz nigdy do końca.
Deleuzjańska i Guatariańska „pop filozofia” za pomocą „schizo-analizy”7 opisuje świat pozoru, który jest wyjściem z czasu historii, jej kresem i wejściem w czas mitu. Deterytorializacja charakteryzuje społeczeństwo post-kapitalistyczne, czy też po-ponowoczesne. Takie schizoidalne społeczeństwo produkuje pożądanie bez stawiania mu ograniczenia, nie odwołuje się przy tym do żadnego boskiego poręczenia, choć dopuszcza nieograniczoną wielość bogów, i stwarza mity, ale nie szuka w nich rzeczywistego oparcia8. Konstytuowane jest ono przez wielość sił nomadycznych: różnicę intensywności sił i proces schizofrenii aktywnej. Co znaczy tyle, że w przestrzeni tej odbywa się ciągły proces dezintegracji pozytywnej9, przełamywania stanów zagrożenia poprzez ciągłe wynajdowanie „siebie” na nowo.
Taki niezbędny czynnik anarchizujący (charakterystyczny dla wszelkich przedstawicieli marginesów społecznych, niezależnie od czasu) chroni przed despotyzmem ładu narzucanego przez aparat państwowy. Maszyny schizofreniczne10 występują tu w kontrze do maszyny despotycznej. Znają zasady gry (władzy i wiedzy), mają zmysł tego, co „nie do zniesienia”, wykraczają poza to, co do tej pory było pomyślane, i funkcjonują realizując to, co jest niemożliwe, „nie do pomyślenia”. Choć teoretycznie wszystko jest do pomyślenia, to jednak zawsze jest margines tego, co się „nie mieści w głowie” (którą boimy się stracić).
Schizobohater (maszyna nomadyczna) wykazując wolę mocy11 przekracza własną marność. Staje poza dobrem i złem, ponownie scalając te pojęcia. „Nurkuje”, „sięga dna” wydobywając z niego nowe treści po to, by dokonać przewartościowania wartości kulturowych. Bada siebie, własne „ja”12. Maszyny schizofreniczne, inaczej rizomatyczne zużywają się, działają jako zepsute: „zużycie staje się oznaką tego, że maszyna wytwarza nie tylko produkty, ale także samą siebie”13, a owo zużycie to nic innego jak właśnie dezintegracja, czy też depersonalizacja. Maszyny „ciągle się psują w trakcie działania; działają wyłącznie jako zepsute, [dlatego – MK] produkcja zagnieżdża się w produkcie”14, stąd u Deleuza chodzi o zniszczenie „ja”, chodzi o zniszczenie centrum, o otworzenie się na wielość, by zmiany zachodziły w zależności od zewnętrza, zależnie do tego, co się wydarza15. Organizm ma stać się ciałem społecznym, maszyną organiczną otwartą na zewnętrzność. Schizo-analiza ma problem z dualnym myśleniem: albo – albo, myśli „to i to” równocześnie, więc w zasadzie nie ma podziału na to, co zewnętrzne i na to, co wewnętrzne; klasyczny rozdział pomiędzy naturą i kulturą także staje się iluzyjny. Zatem kłótnie o to czy bardziej ważna jest dusza czy ciało nie powinny już zaprzątać nam głów. Podobne stanowisko zajmuje myśliciel Uppaluri Gopala Krishnamurti:
Kwestionowanie rzeczywistości, nie przynosi nic dobrego. Kwestionuj raczej twoje cele, przekonania i założenia. To nie od rzeczywistości, ale od nich musisz się uwolnić. Te bezsensowne pytania, które zadajesz znikną automatycznie po porzuceniu twoich celów. Te sprawy są współzależne. Jedna nie możesz istnieć bez drugiej. [...]. Dopóki sądzisz, że masz coś do porzucenia, jesteś zgubiony. Nie myśleć o pieniądzach i rzeczach niezbędnych w życiu jest chorobą. Odmawianie sobie podstawowych potrzeb życiowych jest perwersją. Myślisz, że poprzez narzucenie sobie ascetyzmu zwiększysz swoją uważność i będziesz potrafił użyć jej do stania się szczęśliwym. Bez szans. Będziesz żył w pokoju, gdy wszystkie twoje koncepcje uważności zostaną porzucone i rozpoczniesz funkcjonowanie jak komputer. Musisz być maszyną, działającą automatycznie w tym świecie, nigdy nie kwestionującą swoich działań przed, podczas i po ich wystąpieniu16.
Współczesny obraz myśli17 kształtuje się na „sposób bycia” nomada, który nie wytycza szlaku, nie tworzy mapy, rozumie rzeczywistość jako komplementarność przeciwieństw, bez początku i końca18. Nie da się tworzyć reprodukcji nawet fragmentów tej rzeczywistości ponieważ za każdym razem przejawia się inaczej, performatywnie (jak happening)19. Rzeczy to przejawy sił. Siła jako podporządkowująca się innej, albo też nad nią panująca jest wyrazem woli, ale nie woli jednostkowej, tylko wyrazem woli sił20. Ruch sił nie zakreśla granic, nie implikuje terytorialności.
Jednostki nomadyczne (schizoidalne) rozumiejące tak rzeczywistość podlegają deterytorializacji, ciągłej intensywności różnicy sił. Co przez jednostki osiadłe opisywane jest w kategoriach choroby psychicznej. Taka schizoidalna przestrzeń umysłowa to „maszyna wojenna” ponieważ odbywa się tu nieustanna walka sił rozproszonych, nie zaczepianych o żadne hierarchizujące punkty oparcia (brak tu nadrzędnej funkcji porządkującej, która mogłaby tworzyć jakieś stałe relacje). Jednostka schizoidalna, pozbawiona centralnego zawiadowcy za jakiego do tej pory uważano „ja” nie obiera sobie żadnego stałego punktu widzenia, nie przelicza, nie parceluje sił, które do niej docierają. Jest to bycie liminalne, pomiędzy, w zawieszeniu21. Nomada nie jest konsekwentny, nie wyznacza trasy, nie można za nim kroczyć (jest indyferentny rodzajowo). Paradoks funkcjonowania wyżej opisanej przestrzeni polega na tym, że nie da się wyznaczyć trasy, nawet jeśli jest się typem osadnika, gdyż będzie to li tylko iluzja stałej wytycznej.
Nasze pytanie jest bardzo proste, podobnie jak pytanie Borroughsa à propos narkotyków: czy da się przejąć moc narkotyku, nie zażywając go, nie zmieniając się w przećpanego wraka? To samo pytanie odnosi się do schizofrenii. Odróżniamy schizofrenię jako proces i produkcję od schizofrenika, który jest przypadkiem klinicznym nadającym się do szpitala. Są to wręcz przeciwieństwa. Schizofrenik w szpitalu to ktoś, kto próbował, ale mu się nie udało, ktoś, kto się załamał. Nie utożsamiamy rewolucjonisty ze schyziem. Mówimy natomiast, że istnieje coś takiego, jak schizofreniczny proces dekodowania22 i deterytorializacji, i że tylko jakieś działanie o charakterze rewolucyjnym może powstrzymać przemianę tego procesu w produkcję klinicznych schizofreników. Nasz problem dotyczy ścisłych związków między z jednej strony kapitalizmem i psychoanalizą, z drugiej zaś – schizo-analizą i ruchami rewolucyjnymi. Możemy mówić o kapitalistycznej paranoi i rewolucyjnej schizofrenii ponieważ naszym punktem wyjścia nie jest psychiatryczne znaczenie tych terminów: przeciwnie – wychodzimy od określeń społecznych i politycznych […]. Schizo-analiza ma tylko jeden cel: żeby maszyna rewolucyjna, maszyna artystyczna i maszyna analityczna zaczęły się ze sobą zazębiać23.
W powszechnym ujęciu takie „zazębianie” pozornie nieprzystających elementów jest, ni mniej ni więcej, uznawane za szaleństwo. Wszystko co przekracza normę jest nadal rugowane (z dyskursów politycznych, prawnych, religijnych), dlatego szaleńcy, ousiderzy, nonkonformiści zajmują marginesy obyczajowe (z racji na dziwne zachowanie), produkcyjne (dziwna praca), reprodukcyjne (niechęć do instytucji małżeństwa i wychowywania dzieci). Ale margines ten, za sprawą sztuki poszerza się i wkracza w główny nurt kultury. Od lat dwudziestych XX wieku przedmiot, przedstawienie, a nawet podmiot zanika na płótnach artystów. Sztuka staje się bezpostaciowa, bezprzedmiotowa, bezosobowa. Zdaniem Deleuza powinno się to także wydarzyć w filozofii, czy psychologii: należy zdetronizować banalne figury wyobraźni - jak to uczyniła i praktykuje sztuka, która jest nie tylko laboratorium ludzkich charakterów, ale i myślenia. Sztuka jako pierwsza uświadomiła sobie własną sztuczność i z dziedziny przedstawienia stała się dziedziną doświadczenia, eksperymentem, który rodzi nie tylko artefakty kulturowe, ale i pojęcia.
Jak „mówi” w jednym ze swoich filmów Woody Allen24: sobą może być tylko wariat, w domyśle mając zapewne zakazy i nakazy kulturowe ograniczające przeżywanie siebie i świata „naprawdę”. Nie mówimy tego, co czujemy, tego co myślimy, a i myśleć o wszystkim jest niełatwo. W zasadzie nie tylko poeci przeklęci chcą być każdym i doświadczać wszystkiego. Fizycznie jest to niewykonalne, choć mentalnie raczej do zrobienia - należałoby się tylko wyrzec blokad i hamulców, które wstydem i lękiem powstrzymują nas przed realizowaniem takich możliwości.
Przypisy:
1 G. Deleuze: Negocjacje 1972-1990. Tłum. M. Herer. Wrocław 2007, s. 35 i 36.
2 W języku teatru i filmu określa się to „grą podwójnej negatywności”, gdzie tożsamość jest w procesie ciągłej renegocjacji ze światem. Na scenie są dwie tożsamości: aktora i odgrywanej postaci, jednak żadna z nich nie jest pełna, twarda: aktora dlatego, że potrafi zmieniać się w „każdego”, z kolei postaci, którą gra dlatego, że jest dosłownie grą. Plata porównuje ten sposób funkcjonowania do sposobu bycia artysty nie tylko na scenie, jak i do doświadczenia potocznego jednostki obdarzonej „osobowością miękką”. Zob. T. Plata: Być i nie być. W-wa 2009.
3 M. Foucault: Nadzór i kara. Tłum. T. Komendant. „Literatura na świecie” 1988, nr 6, s. 273.
4 Zob. Tenże: Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych. Tłum. T. Komendant. Gdańsk 2005, (ostatnie zdanie). Chodzi oczywiście o metaforę. Zdaniem Foucaulta wynalazek pojęcia człowieka, który ma twardy trzon osoby, jest niedawny, a jego kres bliski, czy też już nastąpił i potrzebna jest nowa metafora człowieka, tym razem obdarzonego „osobowością miękką”, która poradzi sobie w ciągle zmieniającej się przestrzeni. Zob. M. Foucault: Kim jest autor? Tłum. M. Markowski. W: Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura. Tłum. zbiorowe. W-wa 1999, s. 204.
5 Zob. Fryderyk Nietzsche: Wiedza radosna. Tłum. L. Staff. Kraków 2003, sekcje: 108, 125, 343. A także: Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo. Tłum. W. Berent. Kęty 1995, s. 9, 203, 210. Poststrukturalizm zrodził także frazy: „śmierć autora” autorstwa Rolanda Barthes’a, który odarł z szat figurę autora, podważając tym samym jego neutralność (przeźroczysty język), ujawniając jego istnienie w tekście poprzez widoczny styl; oraz „śmierć książki” autorstwa Jacques Derridy, który ujawnił, że książka także nie jest neutralna, nie udaje prawdy, ujawnia swe szwy (możemy dojść przy jej pisaniu jak została napisana: jakim językiem i czyj to styl).
6 Której metaforyczność się wytarła, której sensu nie trzeba się domyślać, bo „umarła” na dosłowność. O czym pisali miedzy innymi: Paul Ricouere, Richard Rorty, Wojciech Wrzosek. W tym wypadku bóg nie może umrzeć, jest wszakże nieśmiertelny ...albo nigdy nie istniał.
7 Filozofowie nie zajmują w pop-filozofi uprzywilejowanego miejsca, muszą stanąć w szranki z pisarzami, plastykami, muzykami, aktorami, gdyż być może wcale nie ci pierwsi mają „lepszy” dostęp do rzeczywistości, a nawet być może nie najlepiej ją opisują. „Rozumieć rzeczy znaczy bowiem: potrafić skonstruować odpowiednią maszynę, przeprowadzić eksperyment, uruchomić jakiś proces, nie zaś – interpretować przy użyciu uniwersalnego, symbolicznego języka”. M. Hererem: Gilles Deleuze. Struktury – maszyny – kreacje. Kraków 2006, s. 120. Zdaniem Gilles Deleuza i Felixa Guatariego to rodzaj rizomatycznego kłącza, tworzącego połączenia pomiędzy ludźmi, zwierzętami, roślinami, wirusami itd. (Zob. G. Deleuze, F. Guattari: Capitalisme et schizophrénie II. Mille plateaux. Paris 1980, s. 18.), coś na kształt „systemu otwartego” Ludwika von Bertalanffy'ego, czy „zbioru rozmytego” Lotfi'ego Zadeha, gdzie pełno „czarnych dziur” (zob. Albert Einstein, Stephen Hawking).
8 Zob. B. Banasiak: Ogród koczownika. Deleuze – rizomatyka i nomadologia. „Colloquia Communia" 1988, nr 1/3, s. 256.
9 Zob. A. Tylikowska: Teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego. Trud rozwoju ku tożsamości i osobowości. W: Tożsamość człowieka. Red. A. Gałdowa. Kraków 2000, s. 231-258. Gilles Deleuze pisze o tym tak: „To dziwne – mówić coś we własnym imieniu. We własnym imieniu wcale nie mówimy wtedy, gdy uważamy się za jakieś „ja”, osobę czy podmiot. Przeciwnie – jednostka zdobywa prawdziwe imię własne dopiero dzięki najbardziej gruntownej pracy depersonalizacji, gdy otworzy się na wielość, które ją przenika, na przebiegającą przez nią intensywność. [...] Człowiek mówi wtedy z głębi własnej niewiedzy, z głębi własnego niedorozwoju. Staje się zespołem swobodnych osobliwości, nazwisk, imion, rzeczy, zwierząt, małych zdarzeń [...]”. G. Deleuze, Negocjacje..., dz. cyt., s. 20.
10 Czy też „ciała bez organów” – pojęcie zapożyczone przez Deleuza z poetyki Antonina Artauda, co oznacza by także ono poza dobitą uprzednio duszą stanowiło pole transgresji.
11 Odwołuję się w tym miejscu do Fryderyka Nietzschego i jego pojęciu „nadczłowieka”, który jest morzem, piorunem, obłędem itp., zob. tegoż: Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo. Tłum. W. Berent. Kęty 1995, s. m.in.: 9, 49, 58, 103, 204. Jak i odwołuję się do pojęcia „woli moc” czyli celowości bez celu, zob. tenże: Poza dobrem i złem. Preludium do filozofii przyszłości. Tłum. P. Pieniążek. Kraków 2005, sekcje, m.in.: 13, 36, 51, 259. Oraz tegoż: Wola mocy. Tłum. S. Frycz, K. Drzewiecki. Kraków 2003 (choć ten tekst raczej należy przypisać autorstwu siostry myśliciela, sympatyzującej z nazistami).
12 „Gdy wykroczy się poza to, co już pomyślane, gdy wyprawi się poza granice tego, co rozpoznawalne i swojskie, z chwilą gdy trzeba wynajdować nowe pojęcia i eksplorować nieznane obszary, wszelka metoda i wszelka moralność znikają, myślenie zaś staje się, zgodnie z formułą Foucaulta »aktem ryzykownym«, gwałtem, którego trzeba dokonać najpierw na samym sobie. [...]. Gdy zaczynamy myśleć z konieczności napotykamy linię, oddzielającą życie od śmierci i rozum od szaleństwa, linię która nas przyciąga. Myśleć można jedynie na tej magicznej linii, [...]. Foucaulta zawsze to fascynowało, to odwracanie, to nieustanne wzajemne przechodzenie w siebie bliskości śmierci czy szaleństwa i oddalania od nich”. G. Deleuze: Negocjacje..., dz. cyt., s. 112). „Nasze najważniejsze wglądy muszą – i powinny! – brzmieć niczym szaleństwo, czasem niczym zbrodnia [...]”. F. Nietzsche: Poza dobrem i złem, dz. cyt., sekcja 30.
13 Wolfgand Schäffner, cyt. za M. Hererem: Struktury..., dz. cyt., s. 120.
14 G. Deleuze, cyt. za M. Hererem, tamże, s. 120.
15 G. Deleuze, F. Guattari: Capitalisme et schizophrénie..., dz. cyt., s.198.
16 Umysł jest mitem. Niepokojące rozmowy z człowiekiem zwanym U.G. Red. Terry Newland. Tłum. W. Ostrowski, I. i T. Rosca, A. Sobota. Wrocław 1994, s. 20.
17 Klasyczna myśl („osiadła”) kształtowana jest przez aparat państwowy, jej granice są dość precyzyjnie wyznaczone, obraca się wewnątrz odgórnie zakreślonego terytorium, myśl nomadyczna z kolei zależna jest od wielu partyzanckich ruchów oporu – „maszyn wojennych” – działających na zasadzie deterytorializacji, aberracji i mutacji, przesuwając granice, jest to ruch znacznie bardziej naturalny, przypominający swym charakterem ewolucję. Zob. G. Deleuze, F. Guattari: Capitalisme et schizophrénie..., dz. cyt., s. 44 i 468.
18 Zob. Tenże, dz. cyt., s. 36.
19 Zob. Tenże, tamże, s. 34-36.
20 Zob. G. Deleuze: Nietzsche i filozofia, Tłum. B. Banasiak. Warszawa 1998, s. 88-96.
21 Zob. G. Deleuze, F. Guattari: Capitalisme et schizophrénie..., dz. cyt., s. 471.
22 Złożoność życia wymusza taki rodzaj podejścia. Nie da się zrekonstruować systemu reguł. „Nie mówiąc już o tym, że z każdej strony jakaś wypowiedź wymyka się przyjętym kodom, jakieś ciało nie poddaje się tresurze. Maszyna stanowi nawet nie tyle czynnik destabilizacji uporządkowanej struktury, ile system o zupełnie innej naturze, system otwarty, pozostający w stanie ciągłej nierównowagi”. M. Herer: Struktury..., dz. cyt., s. 115.
23 G. Deleuze: Negocjacje..., dz. cyt., s. 35 i 36.
24 Woody Allen, Co nas kręci, co nas podnieca, prod. Francja – USA 2009.
Index nazwisk:
Woody Allen
Antoni Artaud
Rolanda Barthes
Ludwik von Bertalanffy
Kazimierz Dąbrowski
Jacques Derrida
Gilles Deleuze
Albert Einstein
Michel Foucault
Felix Guatarii
Michał Herer
Stephen Hawking
David Hume
U. G. Krishnamurti
Fryderyk Nietzsche
Tomasz Plata
Platon
Alicja Tylikowska
Wolfgand Schäffner
Lotfi A. Zadeha
Abstract:
Schizoid mentality. On the rehab to be 'yourself'
To be wise is to 'be yourself', but if it turns out that in principle there is no such thing as hard 'me', then what remains? Is 'being yourself' is a question of character – one who was made in the process of socialization? Is it not clear from this that 'being yourself' is being to whom we accustomed to. David Hume knew that the habit is not the second but the first 'nature' of man. However the habit can be manipulated. Thomas Plata, using the language of theater to describe the general ways of life, comparing us to the actors who are on stage 'themselves', and also someone else – the character which they play, but they can be neither this nor that entirely. The same applies to the viewer, cause to be able to identify with the characters he must believe that they are true, but yet it never quite succeed, and therefore he undergo to magic of theater and not.
Deleuzancy and Guatariancy schizo-analysis describes the world of appearance, which is the output of the time history and the entry in time of myth. Deterytorialisation characterized the post-capitalist society. Such a schizoid society produces desire, without putting his limitations. Not at this link to any divine guarantee. It is constituted by a multiplicity of forces nomadic intensity difference, the process of active schizophrenia. What it means that this space is a continuous by process of positive disintegration through out constantly inventing 'yourselves' again and again.