Dokonał się przełom w myśli humanistycznej, artystycznej, technologicznej. Instytucje (uniwersytety, urzędy, rządy) jak i zwykli zjadacze chleba pozostali bez widocznych zmian owej transgresji. Jakkolwiek coraz więcej pojawia się jednostek, które płyną z prądem (a raczej pod prąd). Choć nie jest ich dużo to i tak więcej niż było, a z czasem będzie ich jeszcze więcej, a to dlatego, że margines społeczny, a raczej elita odmieńców weszła w główny nurt kultury, jak i z tego powodu, że siłą rzeczy mamy większy bagaż historyczny z racji upływu czasu oraz że możemy czerpać z większej ilości dostępnych danych (czy też wybierać spośród większej liczby możliwości). Takie jednostki pojawiały się zawsze w kulturze, między innymi: Sokrates, Seneka, Okham, Hume, Bosh, Goya, de Sade, Artaud, Bataille, Nietzsche, Hesse, Cioran, Foucault i inni odmieńcy, ‘poeci przeklęci’, ‘galernicy wrażliwości’, outsiderzy, nonkonformiści etc. (z zastrzeżeniem, że te wszystkie epitety są adekwatne tylko w kontekście kultury, w której dana osoba żyła). Scharakteryzujmy je pokrótce na przykładzie znanych wzorców literackich.
Donatien Alphonse Fraçois de Sade stworzył figurę libertyna, który to podlega pragnieniom bez woalu norm kulturowych, i te pragnienia realizuje natychmiast, gdy się pojawią. Robert Musil w utworze Człowiek bez właściwości stworzył postać Urlicha nie znajdującego w sobie żadnych stałych cech. Herman Hesse w Wilku stepowym opisuje kogoś, kto jest poza głównym nurtem codzienności, a nawet życia. Patrick Sűskind w Pachnidle wykreował człowieka zwierzę – Jeana Baptiste’a Grenuille’a, podlegającego tylko jednemu popędowi – chęci stworzenia zapachu, którym jak się okazuje jest zapach miłości, ale nie tej romantycznej i uroczej, tylko tej, która sprawuje kontrolę, uwodzi, i czyni ludzi uległymi. Uppaluri Gopala Krishnamurti w Umysł jest mitem mówi jasno, że człowiek powinien być jak maszyna, że nie etyczne jest nie spełnianie swoich potrzeb. Ironistka – figura Richarda Rorty’ego to postać, która nie do końca utożsamia się z miejscem urodzenia, systemem wartości, w którym wyrosła ponieważ wie, że jest wiele innych miejsc na świecie, w których mogła przyjść na świat i w nich wzrastać. Nomad, a raczej nomada – istota pozbawiona jednoznacznej etykiety (na przykład płciowej), która mogłaby ją wyczerpywać – została scharakteryzowana przez Gillesa Deleuza. Ja na podstawie tych i innych modeli (można wymienić jeszcze figurę dandysa, flaunera, galernika wrażliwości, osobowość postmodernistyczną, człowieka na kształt kamienia itp.) wykreowałam postać mentalnego samobójcy (świadomie odczuwającego nieustanne przemijanie i zostawiającego sobie zawsze otwartą „furtkę wyjścia” z życia) oraz świadomego szaleńca, który nie podziela tradycyjnego modelu osobowego i uznaje, że jego bycie jako proces (stawanie się) pozbawione jest trwałego Ja (z precyzyjnie wyznaczonym centrum). Przeto nie utożsamia się on z żadną rolą społeczną, którą pełni w danym momencie, a raczej można powiedzieć, że jest naraz wszystkimi życiowymi rolami, które przyszło mu grać.
Wszystkie te postaci są obdarzone osobowością miękką, o której pisze w książce Być i nie być Tomasz Plata. Nie godzi się on w niej na ‘uśmiercanie człowieka’, jak twierdzi, że uczynił to Michel Foucault w swych filozoficznych rozważaniach. I choć można się nie zgodzić z tą opinią na temat francuskiego filozofa i go bronić, gdyż Foucault tylko zauważał, że wyczerpała się pewna formuła opisująca do tej pory człowieka, to bardzo cenne jest w tej propozycji porównanie pracy aktora do doświadczenia potocznego każdego z nas. Być może życie to nie teatr: nie ma w nim czasu na zapoznanie się ze scenariuszem, jednak każdy z nas odgrywa role w grze kulturowej. Kiedyś bardzo mocne było przekonanie, że istnieje coś takiego jak autentyczne, niezmienne, twarde ja. Tomasz Plata twierdzi, że nasza tożsamość jest przestrzenią negocjacji ze światem i z samym sobą. Już dziś nie jest się po prostu katolikiem, prawicowcem, konserwatystą, heteroseksualistą, mężczyzną itp. lub odwrotnie ateistą, lewicowcem, kobietą czy agnostykiem, liberałem, nonkonformistą, homoseksualistą itp.; i już nie sposób wstawić kogoś w jeden, spójny szablon, choć oczywiście jest szansa, że kogoś takiego znajdziemy (w krajach religijnych dobrze się mają takie mocno zakorzenione jednostki), to jednak wiemy, iż takiego kogoś należy się raczej bać niż brać za przykład.
Transgresja obiecuje więcej wolności, w sprawie wyboru wiary bądź jej braku, daje możliwość decydowania o własnym losie, jednak należy pamiętać, że za cenę utraty poczucia bezpieczeństwa, ale czy ktoś, kto decyduje się na świadomą pracę nad sobą (przekraczając ustalone granice) powinien się tego obawiać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz